POKÓJ

Wojna nie jest "nieunikniona"

Felieton Marco Impagliazzo dla Vita Pastorale

Nadzieja nie zawodzi. Właśnie takie przekonanie chciał przekazać Franciszek na zakończenie pierwszego ćwierćwiecza Trzeciego Tysiąclecia. Jubileusz 2025 r. przypada w czasie niepokoju i lęku spowodowanego licznymi konfliktami na świecie i niewystarczającym zaangażowaniem w przeciwdziałanie skutkom zmian klimatycznych. Pokusa rozpaczy, a w konsekwencji rezygnacji, jest silna. Wielka jest potrzeba odkrycia na nowo nadziei, która skłoni wszystkich do podjęcia konkretnych działań na rzecz budowania trwałego pokoju. Rok 2025 jest 27. zwyczajnym jubileuszem Kościoła katolickiego. Jest to tradycja sięgająca odległych czasów, która przeszła przez różne epoki i stawiła czoła burzom historii, ale także wątpliwościom i przemianom samego Kościoła. Jest wyrazem pobożności ludowej, która przez wieki angażowała i entuzjazmowała szerokie rzesze wiernych. To właśnie ludowi chrześcijańskiemu zawdzięczamy intuicję ustanowienia roku jubileuszowego, które od samego początku, od XIV wieku, wyróżniało się swoim powszechnym charakterem.

 
Papież Franciszek ogłosił ten Rok Święty rokiem nadziei, zgodnie z zapowiedzią Spes non confundit, Bulli Indykcyjnej wydanej w maju 2024 roku. Czy nie jest zadaniem Kościoła przywrócenie nadziei wszystkim ludziom, w każdym wieku i pod każdą szerokością geograficzną? To właśnie dlatego Spes non confundit wymienia znaki nadziei, które Jubileusz miałby wnieść i ożywić, z korzyścią dla tych wszystkich, którzy stracili nadzieję, oczekiwania i marzenia. Pierwszym z nich jest pokój dla świata, z marzeniem, że "broń zamilknie i nie będzie już nieść zniszczenia i śmierci". Jubileusz jest przypomnieniem, że ci, którzy stają się 'czyniącymi pokój, będą nazwani dziećmi Bożymi'".
 
Pokój można osiągnąć tylko poprzez pokój. Tymczasem wojna okazuje się być bezskutecznym rozwiązaniem konfliktów na świecie. W dzisiejszych czasach wojna znów stała się "popularna", a dążenie do pokoju przestało się liczyć. Jest to jeden ze znaków naszych czasów. Powszechna kultura konfrontacji, "wojny, która załatwia sprawę", wydaje się bardziej rozsądna niż poszukiwanie pokoju. W społeczności międzynarodowej, w obliczu kryzysów, dominują dwie postawy: bezruch lub broń; rezygnacja lub gwałtowna reakcja. Obie naznaczone są tym samym brakiem odpowiedzialności. Jest to mentalność, która rozprzestrzenia się od kultury, przez media, po politykę. Kryzysy są odkładane, zamrażane, komplikowane. Wiele konfliktów pozostaje nierozwiązanych i zapomnianych. Aby zareagować, nie wystarczy utrzymywać pozycji "świadka" wartości pokoju - etycznej lub religijnej - ale konieczne jest konkretne działanie w celu poszukiwania rzeczywistych rozwiązań. Trzeba również demonstrować nieprawdziwość założenia o "nieuchronności wojny". Dzisiejszy świat bardziej niż pacyfistów potrzebuje budowniczych pokoju. Budowanie pokoju to wybór, który musi stworzyć własną kulturę, pierwszy niezbędny warunek globalnego współistnienia. Pokój broni życia wszystkich, począwszy od ubogich i słabych. Wojna czyni wszystkich biedniejszymi: to właśnie widzimy w Syrii, Gazie, na Ukrainie, w Sudanie i innych miejscach. Natomiast pokój jest naturalnym pragnieniem narodów: nawet w najgorszych momentach konfliktu ludzie w tajemniczy sposób na coś czekają, czekają na pokój.
W Europie żyjemy w pokoju, który do wczoraj był czymś niemal naturalnym. Moje pokolenie zawsze cieszyło się pokojem. Ale z rodzinnych wspomnień moich dziadków dowiedziałem się tak wiele o wojnie i o tych, którzy zginęli z naszej rodziny. Doświadczyłem wojny nie blisko mnie, ale w Afryce, w Mozambiku. Dotykanie wojny nie jest jak oglądanie jej w telewizji, kiedy wygląda jak gra wideo. To jest wojna czysta, która staje się niemal grą technologiczną. To wojny innych.
 
Co zrobiliśmy z pokojem od zakończenia zimnej wojny? Można się zastanawiać, gdzie podział się ruch pokojowy, który masowo protestował przeciwko wojnie w Zatoce Perskiej w latach 1990-91: być może swoimi wielkimi demonstracjami wyrażał wrażliwość ludzi, którzy dorastali w czasach zimnej wojny. A przecież choć w Syrii dochodzi do niewiarygodnych okropieństw, to temat pokoju jakby nie istniał.
 
W sercu historii znajduje się ziarno pokoju.
Przyzwyczailiśmy się postrzegać wojnę jako coś odległego, dotyczącego innych, a nie nas, przez co nie doceniamy jej grozy. Zapomnieliśmy o złu wojny. Również dlatego, że pokolenie drugiej wojny światowej prawie zniknęło. Odchodzą świadkowie Szoah, którzy pamiętają, że tragedia ta wydarzyła się podczas wojny totalnej. Podobnie jak masakra Ormian i chrześcijan w Imperium Osmańskim podczas I wojny światowej... Zniknęła świadomość zła wojny, a wartość pokoju doceniamy dopiero wtedy, gdy go zabraknie. Dziś mówimy o wojnie z lekkością, a myślenie staje się coraz bardziej zmilitaryzowane. Ktoś, kto mówi o pokoju, jest oskarżany o naiwność lub współudział.
 
Istnieje jeden wyjątek: Kościół, a zwłaszcza papież. Kościół - jak powiedział Paweł VI - jest "ekspertem od człowieczeństwa": wie, czym jest wojna. Jest to rzeczywistość historyczna, która zachowuje pamięć. Co więcej, jest to rzeczywistość międzynarodowa, żyjąca w różnych krajach i wiedząca, jak wojna rozdziera ludzi. Franciszek, w Fratelli Tutti, dał wyraz tej świadomości: "Każda wojna pozostawia świat w gorszej sytuacji, niż go zastała. Wojna jest porażką polityki i ludzkości, haniebną kapitulacją, porażką w obliczu sił zła". Nie zatrzymujmy się na teoretycznych dyskusjach, nawiążmy kontakt z ranami, dotknijmy ciała tych, którzy ponoszą szkody".
 
I dalej: "W ten sposób będziemy mogli dostrzec otchłań zła w samym sercu wojny i nie będzie nam przeszkadzać, że potraktują nas jako naiwnych, bo wybraliśmy pokój." Świadomość pokoju i wartości dialogu jest dla Kościoła owocem proroctwa Ewangelii, ale także wielkiego realizmu historycznego, dojrzałego w jego doświadczeniu.
 
Franciszek przypomniał: "Człowiek, ostatecznie, nie jest kimś indywidualnym; jest bliźnim drugiego człowieka; jest powołany do bycia bratem. Z tego powodu szuka w głębi siebie bardziej komunii niż podziału, bardziej przestrzeni dialogu niż atmosfery wiecu". Właśnie dlatego nie wolno ulegać pesymizmowi, rezygnacji: w sercu historii, sprawiedliwości, człowieczeństwa kiełkuje ziarno pokoju, zakorzenione w tak wielu kulturach i doświadczeniach. Nie można wycofać się w anonimowość i obojętnie lub ze strachem jedynie obserwować bieg historii.
 
Istnieją trzy kroki na drodze pokoju: poznanie historii tych, którzy cierpią z powodu wojny, aktywna solidarność z ofiarami i modlitwa o pokój. Solidarność, modlitwa, uczestnictwo: oto odpowiedź nieuzbrojonych na wojnę. Giorgio La Pira, który z biblią w ręku przyglądał się historii narodów, powiedział: "Wierzę w potężną moc modlitwy". Powinniśmy więcej modlić się o pokój w kościołach, pamiętając o krajach ogarniętych wojną. Pokój jest dziełem wszystkich; jest głębokim pragnieniem ludzkości; a przede wszystkim jest darem Boga, odpowiedzią na naszą modlitwę i lament cierpiących. Czas najwyższy uświadomić sobie, w obliczu tak wielu wojen, że teraz jest czas na pokój. Nadzieja bowiem nie zawodzi.
 
/Marco Impagliazzo/